Imperium burz - Sarah J. Maas - recenzja książki

„Imperium burz” to kolejna część wciągającego cyklu „Szklany Tron”. I choć wielu stara się umiejscowić Szklany Tron gdzieś pomiędzy tolkienowską sagą a serią o Harrym Potterze, to jednak historia, jaką serwuje nam Sarah J. Mass jest na tyle nieszablonowa, że nie da się jej porównać do innych dzieł fantastyki. Jedno jest pewne – gdy wieczorem zasiądziemy z „Imperium Burz” w fotelu, to oderwiemy się od książki dopiero następnego dnia. Ciekawa i wartka akcja oraz niezwykłe losy bohaterów sprawiają, że z wypiekami na twarzy przewracamy kolejne strony, byle dowiedzieć się, jak potoczą się losy naszych ulubionych bohaterów.

W tej części na tron powraca Aelin, zagubiona księżniczka, prawowita spadkobierczyni ziem Terrasenu. Czeka ją trudne zadanie – nie wszyscy przyjaciele wykazali się wiernością. Jeśli Aelin chce utrzymać się na tronie, musi zawiązać odpowiednie sojusze, z osobami, które dotychczas jej nie sprzyjały. Skróceniu powinny także ulec waśnie pomiędzy realistami, a praktykującymi magię. Na nieszczęście księżniczki, konflikty jedynie się zaogniają, co prowadzi do wybuchu wojny. Jedynym ratunkiem staje się wypełnienie specjalnej misji, od której powodzenia będą zależeć losy nie tylko dzielnej Aelin…

Mimo, że „Imperium burz” to już piąty tom sagi, znajdującej się w dodatku na półce z fantastyką, to fabuła nie przestaje nas urzekać jednym – wiarygodnością. Czytając tę i poprzednie części po prostu wierzymy, że wierność swoim ideałom, odwaga i poświęcenie mają sens. Kolejnym ogromnym plusem jest wartkość akcji – czytelnik nie nudzi się ani przez moment. Dodajmy do tego jeszcze ciekawe i kolorowe postaci, wśród których na szczególną uwagę zasługują kobiece bohaterki, a otrzymujemy przepis na książkę, która może stać się jedną z naszych ulubionych. „Imperium burz” polecamy wszystkim, którzy chcą się zatopić w fantastyczny świat pełen przygód, zagadek i niespodziewanych zwrotów akcji, a to wszystko okraszone kilkoma odważnymi scenami miłosnymi.